Wieczór modlitwy i wspomnień

W wigilę naszego parafialnego odpustu, przypomniane zostały mniej i bardziej znane fakty z początków budowy naszej wspólnoty, czyli jak to było przed 30 laty...

 

 

 ks. Grzegorz Cekiera: Początki duszpasterstwa

Warto wspomnieć fakty, które poprzedziły erygowanie naszej parafii w 1982 r.

Na terenie wydzielonym wstępnie przez Kurię Metropolitalną w Krakowie mieszkało 1200 osób, które zasiedlały dwa bloki przy ul. Dobrego Pasterza 108 i 110 oraz domy jednorodzinne na małych, krótkich uliczkach.
Pierwsi parafianie wykazali się głęboką wiarą i zrozumieniem potrzeb Kościoła i diecezji. Wówczas budowali jeszcze nowy kościół Pana Jezusa Dobrego Pasterza, byli przywiązani tradycyjnie do parafii macierzystej, ale bez większego oporu zaufali decyzji ks. kardynała Karola Wojtyły. Nie okazali się egoistyczni, ale na pierwszym miejscu postawili dobro Kościoła, widząc szybką rozbudowę osiedla oraz walkę z Kościołem, która te zamierzenia ks. Kardynała (późniejszego Ojca Świętego) bardzo utrudniała.
Podziwiałem ofiarność duchową tych wiernych, umiejętność poświęcenia, silną wolę, gdy trzeba było uczestniczyć we Mszy św. i innych nabożeństwach w ciasnej zabytkowej kaplicy, a potem pod namiotem. Nie szukali oni wygód lecz swoją obecnością dawali argument za potrzebą budowy nowego kościoła.
Ten okres tworzenia parafii i starań o budowę kościoła charakteryzowała bardzo mocna więź jedności z kapłanami. Pierwsi parafianie darzyli nas, duszpasterzy, zaufaniem spełniając nasze prośby i polecenia, zwłaszcza gdy organizowali delegacje do władz. W urzędach podkreślali swoje prawa, jako ludzi wierzących, do budowy kościoła oraz katechizacji dzieci i młodzieży. Nie bali się narażać w tej sprawie.
Wysiłkom wielu osób towarzyszyła gorąca modlitwa, szczególnie grup działających w tej młodej wspólnocie. Polecaliśmy nasze trudne sprawy szczególnie za przyczyną dusz czyśćcowych, w tym osób spoczywających kolo kaplicy.
Mieliśmy także wsparcie ze strony ks. kardynała Franciszka Macharskiego, który odprawił nam Pasterkę i Rezurekcję koło kaplicy.
Bezcenne uwagi otrzymywaliśmy od ks. bp. Stanisława Smoleńskiego, który z ramienia ks. kard. Karola Wojtyły, a potem ks. kard. Franciszka Macharskiego był naszym duchowym opiekunem i znakomitym doradcą.      W ten sposób nowo powstająca wspólnota przygotowywała się na dzień 18 maja 1982 r., w którym przez dekret erygowania rozpoczęła się 30-letnia historia naszej świętojańskiej parafii.

Tadeusz Kaźmierczak: Trochę historii

W maju 2012 r. minęło 30 lat od utworzenia parafii pw. św. Jana Chrzciciela na Prądniku Czerwonym w Krakowie. Pierwszym proboszczem naszej parafii był ks. prałat Grzegorz Cekiera. To on tworzył od podstaw naszą parafialną wspólnotę, zarówno w sensie duchowym, jak i materialnym.
Starsi parafianie pamiętają, jak początkowo zbieraliśmy się w zabytkowej kaplicy i jej przybudówkach, a kiedy przybywało wiernych i już się nie mieściliśmy, postawiono wielki namiot, w którym przez wiele lat odprawiane były Msze św. i rozmaite nabożeństwa. Młodszym trudno dziś uwierzyć, że staliśmy tam na mrozie, a często w błocie, bo z czasem namiot zaczął przeciekać.
Księdzu Prałatowi zawdzięczamy, że mamy tę piękną świątynię. Jego konsekwencja i upór oraz determinacja grupy odważnych parafian, którzy przez ponad cztery lata w ok. 40 delegacjach występowali do władz Krakowa, spowodowały uzyskanie zezwolenia na budowę nowego kościoła.
24 lutego 1981 r. dzięki temu, że na stolicy Piętrowej zasiadał Ojciec Święty Jan Paweł II, dzięki modlitwom parafian, nawiedzeniu rodzin przez Matkę Bożą w Jej Jasnogórskim Wizerunku, a także dzięki poparciu sprawy budowy przez NSZZ „Solidarność”, otrzymaliśmy zezwolenie na budowę kościoła na naszym osiedlu. Mimo trwania stanu wojennego w Polsce, dzięki Opatrzności Bożej, już 18 maja 1982 r. ks. kardynał Franciszek Macharski erygował nową parafię św. Jana Chrzciciela. 22 czerwca 1983 r. Papież-Polak Jan Paweł II, udając się do Mistrzejowic, przejeżdżał przez teren naszej parafii. Na 2 km odcinka trasy zebrało się mnóstwo parafian z chorągwiami i transparentami, radośnie witając Ojca Świętego. Było to dla nas wielkie historyczne przeżycie, które pamiętamy do dzisiaj. W lipcu 1983 r. parafianie z entuzjazmem rozpoczęli rozbiórkę biurowców PKP, zyskując cenny materiał budowlany na mury naszego kościoła. Przy wznoszeniu świątyni tworzyły się więzy pomiędzy parafianami. Równocześnie trwała praca formacyjna, inicjowana przez Księdza Prałata, w różnych zespołach wspomagających zespół duszpasterski i w poradniach niosących pomoc potrzebującym parafianom.
W grudniu 2000 r. ks. kardynał Franciszek Macharski dokonał konsekracji naszego kościoła. W październiku 1993 r. ukazał się po raz pierwszy parafialny dodatek do Tygodnika Rodzin Katolickich „Źródło” zatytułowany „Głos Świętojański”, który również służy integracji naszej wspólnoty. W marcu 1993 r. w naszej parafii powstało Koło Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży. Dzięki pracy formacyjnej doczekaliśmy się pięciu kapłanów i trzech powołań zakonnych dziewcząt.
Po 35 latach pasterzowania ks. prałata Grzegorza Cekiery nowym proboszczem naszej parafii został ks. Jerzy Serwin. Mamy nadzieję, że pod jego kierunkiem nasza wspólnota będzie się nadal rozwijać i coraz silniej zespalać wewnętrznie.

 

Anna Słodkowicz: Swoją codzienną postawą i czynami mamy wyznaczać drogę do Boga i człowieka

Wy jesteście solą dla ziemi. … Tak niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie (por. Mt 5,13-16)

 
Pragnę podzielić się kilkoma osobistymi wspomnieniami z życia w naszej parafii od czasów jeszcze sprzed jej powołania, by potwierdzić, że można czynnie uczestniczyć w życiu wspólnotowym. Otóż losy początku naszej nowo założonej rodziny dotyczą Prądnika Czerwonego. Wszystko zawdzięczamy Panu Bogu, („bez Niego nic nie możecie”…) i dobrym ludziom, których Pan postawił na naszej drodze, a potwierdzeniem tego jest nasza-moja droga życiowa, nasze-moje codzienne życie…
Bardzo ważne jest przekonanie, że należy pozwolić działać w nas Duchowi Świętemu. Dlatego staram się w codziennym życiu być posłuszna Panu i wypełniać Bożą wolę najlepiej, jak potrafię. Przekonałam się wielokrotnie, że jeżeli zaufam Panu Bogu, szczególnie te troski, w których sama nie potrafię dać rady, to Pan sam się nimi zajmuje, troszczy, a nawet posługuje się osobami, o których bym nawet nie pomyślała. Modlę się wówczas, bym była dobrym narzędziem w rękach Pana Boga.
Na Prądniku Czerwonym zamieszkaliśmy w 1973 r. u szczególnie życzliwej młodym małżonkom pani Natkańcowej. W tym czasie były tu tylko domki jednorodzinne z ogrodami, a nawet gospodarstwami rolnymi. W 1975 r. wybudowano pierwsze dwa bloki przy ul. Dobrego Pasterza 108 i 110, jako kwaterunkowe dla krakowskich zakładów pracy, zarządzane przez Miasto. Obserwowaliśmy, jak te bloki budowano, nie wiedząc, że tu będzie nasz nowy dom rodzinny. Pani Helena dobrze nam życząc, mówiła że ma dobrą rękę dla młodych, bo od niej szybko odchodzą na swoje. I tak się stało z nami – za dwa lata  otrzymaliśmy klucze do dużego, rozwojowego mieszkania. I to właśnie w tym pierwszym bloku na Prądniku Czerwonym.
Pierwszy syn był chrzczony jeszcze w parafii macierzystej, w tymczasowej kaplicy. Szczególną formację duszpasterską otrzymaliśmy z mężem od dominikanina o. Tomasza Pawłowskiego, w założonej przez niego grupie absolwentów przy studenckiej dominikańskiej Beczce. Właśnie przez ręce o. Tomasza Pan Bóg  pobłogosławił nasze małżeństwo. W czynnej zabytkowej kaplicy św. Jana Chrzciciela, należącej wówczas do parafii Pana Jezusa Dobrego Pasterza, odprawiana była w niedzielę Msza św. o godz. 9.00 i jeśli nie mogliśmy zdążyć z małym dzieckiem na dominikańską „dziewiątkę”  przy ul. Stolarskiej, to tu mieliśmy wówczas możliwość w niej uczestniczyć (to także jest kaplica dominikańska). Drugi syn był chrzczony w „Beczce”. Trzeci był już ochrzczony w naszej kaplicy w 1980 r., w nowym Ośrodku Duszpasterskim, ustanowionym przez ks. kard. Karola Wojtyłę 31 maja 1976 r.
W życiu naszej parafii starałam się być aktywnym wiernym, otwartym na potrzeby wspólnoty, która jest bardzo ważną społecznością  w życiu osobistym i rodzinnym.      Jak wspomniałam, otrzymałam z mężem dobrą formację duchową,  doświadczyliśmy wiele radości i życiowego wsparcia w Duszpasterstwie Absolwentów „Beczki” u oo. Dominikanów. Przyjaźnie z wieloma osobami trwają do dziś…
Żyjąc w nowo powstałym Ośrodku Duszpasterskim przy kaplicy pw. św. Jana Chrzciciela, odczuliśmy potrzebę zaproszenia do nas kilka znajomych małżeństw, by w ich gronie spotykać się i rozmawiać o codziennym życiu młodych małżeństw, opierających swoje życie się na Ewangelii. Po roku takich spotkań w  mieszkaniach znajomych (mieliśmy wówczas trzech małych synów, najmłodszy miał dwa latka), postanowiliśmy pojechać na wakacyjne rekolekcje Oazy Rodzin do Olszówki koło Rabki (oczywiście z dziećmi), by poznać z bliska formację Ruchu Domowego Kościoła. Po wakacjach w 1983 r., spotkania z przyjaciółmi w poszerzonym gronie i również z zaproszonym kapłanem, jako moderatorem (był nim ks. Franciszek Knapik, a później ks. Józef Iwulski, ks. Ryszard Świder i ks. Stanisław Wąsik), przemieniły się w pierwszy krąg  Oazy Rodzin w naszej już nowo powołanej parafii pw. św. Jana Chrzciciela. Dobrym pomysłem było zapraszanie do pomocy młodzieży, która w czasie comiesięcznych wieczornych spotkań opiekowała się w domach naszymi małymi dziećmi, by rodzice mogli uczestniczyć w spotkaniu Kręgu. Przez dwa lata z mężem byliśmy tzw. parą animatorską, zaś w latach następnych byli inni.  Co roku grupa miała inny program według ustaleń Ruchu Kościoła Domowego.  Po kilku latach uczestnictwa w pierwszym Kręgu Oazy Rodzin, by dłużej nie powtarzać przerabianego materiału przeznaczonego na spotkania, ta grupa zorganizowała nową grupę małżeństw z animatorem z pierwszego Kręgu. Po kilku latach w naszej parafii powstawały kolejne Kręgi Oazy Rodzin, które organizował ks. Józef Sowiński z grupy rodziców dzieci pierwszokomunijnych.
Od początku istnienia parafii, jeszcze jako Ośrodka Duszpasterskiego, starałam się czynnie włączać w jej życie, wspierając pracę kapłanów posłanych do nas i Siostry Służebniczki.  Szczególnego wsparcia potrzebował wówczas ks. proboszcz Grzegorz Cekiera, który w posłuszeństwie ks. kard. Karolowi Wojtyle zrezygnował z możliwości pracy w Seminarium i na uczelni, przyjął natomiast powołanie go na proboszcza nowej parafii, która wymagała ogromnego trudu – nie tylko duszpasterskiego, ale budowania nowego Kościoła, we wrogim Kościołowi okresie komunistycznym. Była to bardzo trudna i mozolna praca dla Ks. Proboszcza, który budował Kościół Duchowy – wspólnotę duszpasterską mieszkańców i jednocześnie był „dyrektorem” budowy Domu Bożego. Ponieważ jest bardzo solidnym człowiekiem, oddał parafianom, w tym podwójnym dziele,  część siebie, a szczególnie swoje zdrowie.      Kiedyś zasmuconemu ks. Grzegorzowi Cekierze, który myślami wracał do niezrealizowanych swoich marzeń naukowca, powiedziałam,  że naukowców nie brakuje, ale być tak wzorowym proboszczem niewielu potrafi. Pracą proboszcza, której się podjął, nie tylko duszpastersko ukształtował nową parafię, wybudował świątynię, ale także formował kapłanów, którzy pracowali w naszej parafii, czego dowodami są ich dalsze losy.
W naszych wdzięcznych sercach ks. prałat Grzegorz Cekiera jest postrzegany jako ojciec świętojańskiej wspólnoty. Trudno znaleźć odpowiednie słowa na podziękowanie za wszystko dobro, które nam wyświadczył. Życzymy Ks. Prałatowi i modlimy się o dalsze błogosławione lata w dobrym zdrowiu i zasłużonej radości życia, szczególnie z życia kapłańskiego.
Była grupa parafian, do której ja też należałam i nadal należę,  początkowo jako Zespół Synodalny, wspomagająca na co dzień Ks. Proboszcza i omawiająca na spotkaniach sprawy Synodu Krakowskiego, a po powołaniu parafii przekształciła się w Duszpasterską Radę Parafialną. Będąc w tej Radzie, m.in. w sekcji liturgicznej, wraz z śp. Eugeniuszem Gawronem, zainicjowaliśmy i wprowadziliśmy na wieczornej Mszy Świętej w pierwsze soboty miesiąca modlitwy za dzieci nienarodzone, które są kontynuowane przez obecnie nadzwyczajnego szafarza Komunii św. Sylwestra Bojarskiego z małżonką.
Wychodząc naprzeciw potrzebom wychowawczym, za sugestią ks. bp. Stanisława Smoleńskiego, a z inicjatywy Ks. Prałata, od września 1996 r. rozpoczęły się comiesięczne spotkania formacyjno-dyskusyjne dla nauczycieli. Opiekunem duchowym był ks. Wojciech Momot, a ja byłam animatorką tych spotkań. Z inicjatywy tej grupy, z okazji Dnia Nauczyciela, odprawiane są wspólne Msze Św. w intencji wszystkich nauczycieli, czynnych i emerytowanych, a także za naszych nauczycieli, w większości już nieżyjących. Po Mszy św. organizowane są spotkania w kawiarni przy herbatce i słodkościach. Grupa ta organizowała również spotkania opłatkowe dla nauczycieli czynnych i emerytowanych z naszej parafii i szkół będących na jej terenie.
Kilka razy, z pomocą kulinarną Grupy Charytatywnej, organizowaliśmy bardzo lubiane przez dzieci ferie zimowe w salkach.      Pod koniec 1997 r. grupa nauczycieli została przemianowana w Akcję Katolicką przy naszej parafii, która spotyka się do dziś, i do której należę wraz z mężem.      Wspierałam również ks. proboszcza Grzegorza w przygotowaniu młodzieży do małżeństwa, które prowadził w ramach katechezy dla klas ponadgimnazjalnych.
Pragnę podkreślić, że od kiedy przyjęłam zasadę, że nie muszę, ale chcę, nawet bardzo chcę – to dużo łatwiej jest mi podejmować i realizować nawet najtrudniejsze życiowe zadania w niełatwej codzienności. Kiedy staram się pozytywnie i optymistycznie podchodzić do tego, co mnie dotyczy, to mam więcej sił do wszystkiego.
Moje zakończenie wyrażę w modlitwie: „ Boże, mocy ufających Tobie , bez Ciebie nic nie możemy uczynić, wysłuchaj nasze błagania i wspomagaj nas swoja łaską, aby nasza wola i nasze czyny były poddane Twoim przykazaniom, pomagającym nam dobrze realizować nasze życiowe powołania. Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg przez wszystkie wieki wieków. Amen”.

Antoni Franaszek:  Zanim powstała parafia

 
Chciałbym sięgnąć do roku 1976, do lat wcześniejszych niż data erygowania parafii, gdyż właśnie wtedy rozpoczęła się budowa zrębów przyszłej wspólnoty Świętojańskiej.
Przy kościele Pana Jezusa Dobrego Pasterza działała grupa studencka, której opiekunem był ks. Grzegorz Cekiera. Kiedy ks. kardynał Karol Wojtyła powierzył ks. Grzegorzowi opiekę duszpasterską nad zabytkową kaplicą św. Jana Chrzciciela, w prace  adaptacyjne włączyli się członkowie grupy studenckiej, zwłaszcza te osoby, które mieszkały w sąsiedztwie kaplicy. Zdawaliśmy sobie sprawę, że powstanie nowej parafii musi uzyskać akceptacją ówczesnych władz komunistycznych, a one będą robić wszystko, by ten proces utrudniać. Dlatego też decyzją ks. kardynała Karola Wojtyły  utworzone zostało „Duszpasterstwo przy kaplicy św. Jana Chrzciciela” – zalążek przyszłej parafii.
     W roku 1976 stały już bloki 108 i 110 przy ul. Dobrego Pasterza, zaczęto budowę bloków przy ul. Powstańców i ul. Strzelców. Rozpoczęły się prace ziemne przy budowie przyszłych bloków: Dobrego Pasterza 102, Olszeckiej, Biczana, Promienistych. Nie było jeszcze bloków przy ul Kwartowej  i Dobrego Pasterza, powyżej obecnego Ronda Barei. Prądnik Czerwony miał jeszcze wiejską zabudowę. Urbanizacja dopiero się rozpoczęła.
Jak wyglądało obejście wokół kaplicy?
     Wchodziło się do niej po schodach, obecnie zamkniętych, od strony ul. Dobrego Pasterza. Innego wejścia nie było. Materialną bazę placówki duszpasterskiej stanowiły: zabytkowa kaplica, drewniany przedsionek oraz kolejna, wzniesiona już 1976 r. przybudówka. Jedną z jej ścian był obecny mur, a reszta była drewniana. Te „budynki” stały się przyczółkiem dla powstającej wspólnoty.
     Teren za kaplicą, patrząc od strony ulicy Dobrego Pasterza, zarośnięty był chaszczami, a plac, na którym obecnie wznosi się nasza świątynia, był zaniedbanym sadem. Warunki lokalowe były bardziej niż skromne. Zaistniała konieczność przedłużenia o kilka metrów przybudówki. Należało więc wykarczować teren, gdzie rosły wysokie na 1,5m pokrzywy i wyplantować go, co czyniły osoby z grupy studenckiej. Prace te były jednak uważnie obserwowane z wyższych pięter bloku 108. Do tej pory nie wiem, czy obserwacje te były życzliwe, czy może na jakimś ważnym biurku lądowały odpowiednie raporty….
Przybudówki pełniły dość wszechstronną funkcję. W niedziele i święta były naszym kościołem, w dni powszednie, gdy wierni mieścili się w kaplicy i przedsionku, były salkami katechetycznymi, a także miejscem spotkań grupy akademickiej.
     Pewnego listopadowego wieczoru urządziliśmy sobie tam „andrzejki”. Wewnątrz koleżanki i koledzy już się bawili, gdy moja narzeczona – obecnie moja żona –  i ja mieliśmy do nich dołączyć. Weszliśmy już po schodach, a za nami podążał patrol milicyjny. I zaraz nastąpiło przepytywanie: co, gdzie, po co. Jeden z kolegów zobaczył nas i milicjantów. W jednej chwili ucichła muzyka, zgasło światło. Funkcjonariusze poszli sobie, ale nam przeszła ochota na zabawę.
     Od dawien dawna, wśród rdzennych mieszkańców Prądnika Czerwonego krążyła informacja, że teren przy kaplicy był miejscem pochówku. Nie było na to żadnych pisanych dowodów, a jedynie ustna tradycja. Gdyby jednak potwierdziła się informacja, iż był tu cmentarz, byłby to mocny argument wobec władz dla utworzenia parafii. Należało więc działać metodą faktów dokonanych, dlatego też na terenie przy kaplicy pojawiły się stare krzyże nagrobne. Niebagatelną rolę w przewiezieniu tych krzyży z zaniedbanych i opuszczonych grobów Cmentarza Batowickiego, odegrał niezastąpiony samochód ks. Proboszcza – Trabant. W kilka miesięcy później, podczas prowadzenia wykopów pod wodociąg, natrafiono na ślady pochówków. Potwierdził się krążący ustny przekaz: przy kaplicy był przed wiekami cmentarz.
     W tym miejscu, gdzie obecnie znajduje się grota Matki Bożej stał mały drewniany domek. Domek ten był od wielu lat niezamieszkały. Do jego wnętrza zostały potajemnie wniesione stare meble i w ten sposób stworzono pozory, że mieszka w nim już duszpasterz. Należało znaleźć argument, że do terenu przy kaplicy należy także ten domek. Odpowiedź władz była natychmiastowa. Stare meble usunięto, do lokalu, po jego pobieżnym remoncie, wprowadziło się małżeństwo pracowników Pomocniczego Gospodarstwa Rolnego. Demonstrowali oni bardzo niechętną, wręcz wrogą postawę wobec Kościoła i np. podczas procesji z Przenajświętszym Sakramentem, przyjmowali wyzywające pozy, stojąc w drzwiach tego domku.  Nowi lokatorzy jednak nie wytrzymali zbyt długo, tym bardziej, że przed ich oknami gromadzili się ludzie na niedzielnych Mszach św. które były odprawiane na zewnątrz kaplicy. Po kilku miesiącach na polecenie władz PGR domek rozebrano, po którym została głęboka piwnica.
     Oddawano nowe bloki i przybywało mieszkańców, którzy chcieli mieć miejsce do modlitwy. Placówkę duszpasterską zaczęli oni uważać za swoją parafię, choć nie było ku temu jeszcze formalnych podstaw, a ks. Grzegorza Cekierę, w sposób naturalny, zaczęto traktować jak proboszcza. Powstała zorganizowana grupa osób, która swoim zaangażowaniem rozpoczęła uporczywe starania o odzyskanie terenu przy kaplicy, a w dalszej kolejności uzyskanie zgody na budowę świątyni. Pod wpływem tego nacisku, ale i poprzez modlitwy, pod wpływem niewątpliwie wyproszonej łaski Bożej, niechętne władze powoli wycofywały się.
     Wybór kardynała Karola Wojtyły na papieża, a także przełom roku 1980 i powstanie „Solidarności”, przyspieszyły proces powstawania nowej parafii. Teraz wspólnotę czekały nowe wyzwania: budowa prawdziwej świątyni i budowa wspólnoty. Proces trwa nadal, a w tę budowę włącza się nowe pokolenie.

 

 Tomasz Kowal:  Tak było przed laty 

 Doskonale pamiętam czasy namiotu, kilka lat „przytulonego” do zabytkowej kaplicy św. Jana Chrzciciela, czerwoną żarówkę nad tabernakulum, którym była drewniana szafka z zasłonkami. Z niej kapłani wyjmowali Najświętszy Sakrament do rozdzielania Komunii św.
Przed oczami mam ołtarz wykonany przez stolarzy, który obecnie stoi w naszej bocznej kaplicy. Mój rocznik był ostatnim, który uroczystość Pierwszej Komunii Świętej przeżywał pod namiotem. Za to rocznicę I Komunii św. mieliśmy już w nowym kościele.
Z początku siedziało się na ławkach bez oparć, chociaż – jeżeli dobrze pamiętam – to mieliśmy w nawie głównej ławki z oparciami, ale nie te, które są obecnie. Te ławki do tej pory są użytkowane w uroczystość Boże Ciało, kiedy Msza św. procesyjna jest sprawowana w naszej parafii. Pierwsze tabernakulum w nowym kościele było pożyczone z innej parafii. Konfesjonały również były prowizoryczne, a można je zobaczyć podczas spowiedzi rekolekcyjnych.
Przez okres od poświęcenia kościoła do dziś zmieniała się posadzka, ławki, konfesjonały, tabernakulum, ołtarz. Dochodziły nowe figury świętych w kolumnach, witraże w oknach, ołtarze boczne. Świątynię wyposażono w piękne organy, które znakomicie pasują do wystroju naszego kościoła.
Na nasz kościół patrzę również z innej perspektywy, gdyż niemal od początku uczestniczę w nim jako ministrant, później lektor. Najbardziej w pamięci utkwiło mi wielkie wydarzenie, jakim było poświęcenie nowego ołtarza. Pamiętam, że wnętrze świątyni zadymione było kadzidłem tak, że z najbliższych rzędów ławek nie było widać ołtarza.
Jako młoda osoba nie mogę doczekać się zakończenia renowacji naszej zabytkowej kaplicy św. Jan Chrzciciela. Pamiętam majówki i czuwania przed uroczystością Zesłania Ducha Świętego, które się w niej odbywały. Specyficzna atmosfera, prawie mistyka, jest nie do powtórzenia w jakże świeżych murach kościoła. Mam nadzieję, że nam – młodym i jeszcze młodszym – będzie dane, aby przeżyć majówki i inne nabożeństwa w tych, jakże szlachetnych, murach barokowej kaplicy.